Michał „Kulka” Kulesz i jego pasja

36
90

Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia udało nam się przeprowadzić wywiad z miłośnikiem natury i pasjonatem sztuki przetrwania, Michałem Kulesz. Oto co zechciał nam o sobie i swoje pasji opowiedzieć w rozmowie z masem.

Skąd się wzięła Twoja pasja? Z jaką ciekawą historią się wiąże?

Reklama

Moja przygoda ze sztuką przetrwania zaczęła się sporo wcześniej niż cały „bum” wywołany jednym z popularniejszych programów na Discovery a mianowicie „Sztuka przetrwania z Bearem Gryllsem”. Odkąd pamiętam zawsze interesowała mnie natura, byłem nią wręcz zafascynowany. Wszelkimi zwierzętami, roślinami. Nigdy nie miałem dosyć poznawania nowych gatunków, a pomagało mi to, że jako dziecko wakacje spędzałem na wsi w okolicach nadbużańskich u babci. Mój pierwszy poważniejszy kontakt z naturą miał miejsce przy starorzeczu Bugu. Starorzecze te nosi nazwę „Trojan”. Miałem wtedy jakieś 5 lat, ojciec zabrał mnie na ryby pod namiot. Wyjazd ten przesądził o moim zamiłowaniu do bycia blisko z dziką naturą. Od tamtej pory uwielbiałem łowić ryby, chodzić po lasach i oczywiście podglądać zwierzynę. Jednym ze wspanialszych moich wspomnień z tego wyjazdu była kąpiel w żeremiach bobrowych gdzie bobry pływały kilka metrów ode mnie, naprawiając zniszczoną przez poziom wody tamę. Na zawsze pozostanie to w mojej pamięci jako coś wspaniałego. Z wiekiem moje zainteresowanie naturą pogłębiało się coraz bardziej. Pamiętam jak dziś kiedy po lekcjach umówiliśmy się z kolegą z bloku, że pójdziemy na łosickie łąki pod most, gdzie przepływa rzeka toczna, w celu sprawdzenia poziomu wody. Po zejściu pod most i zmoczeniu rękawów do łokci i nogawek spodni do kolan okazało się, że pod kamieniami żyją raki. Mało się zastanawiając złapaliśmy kilka większych sztuk, żeby pochwalić się znaleziskiem przed całą bandą, która spędzała miło czas w przyblokowej piaskownicy, ale niestety zanim dotarliśmy do bloku zauważył nas wujek mojego przyjaciela, zobaczył nasze raki i powiedział, że je konfiskuje. Jak się później okazało wujek mojego serdecznego kolegi ugotował raki i zjadł je ze smakiem. Dało mi to wtedy dużo do myślenia. W wieku 15 lat zaczęła się moja prawdziwa przygoda z survivalem. Na treningach karate, na które uczęszczałem już przez długi czas nasz trener zaproponował wyjazd survivalowy gdzieś pod Białystok. Po rozmowie z rodzicami zgłosiłem się na ochotnika, nie był to typowy obóz survivalowy, gdyż spaliśmy w namiotach i otrzymywaliśmy codziennie przygotowaną porcję jedzenia, fakt nie było tego wiele a wysiłek był ogromny, gdyż pokonywaliśmy dziennie ogromne odległości z całym „majdanem” na plecach, niekiedy biegnąc boso po leśnej ściółce. Przeprawialiśmy się po mostach linowych, które wcześniej sami robiliśmy. Można powiedzieć, że była to namiastka „Selekcji”, programu telewizyjnego, gdzie ochotnicy są poddawani ogromnym wysiłkom (program o profilu militarnym). Było jeszcze kilka obozów i szkoleń w mojej karierze „człowieka lasu”, lecz prawdziwą i nie powtarzalną radość sprawia mi podróżowanie po dzikich terenach w pojedynkę, ewentualnie z moim niedorównanym psem Figą- owczarkiem niemieckim, który ma swój plecak i nosi w nim swoje puszki z psim jedzeniem.

Co właściwie widzisz we włóczeniu się po lasach, spaniu w krzakach i jedzeniu tego co znajdziesz?

Moim zdaniem z pasji nie wyrasta się nigdy, a w tym wszystkim najbardziej cieszy mnie fakt, że wiem że potrafię dać sobie radę w każdych warunkach, niezależnie od pogody, klimatu czy pory roku. Potrafię sam zadbać o siebie w dziczy, nie mam problemów ze zdobyciem pożywienia (niekiedy potrawy przygotowane w obozie, na wolnym ogniu są naprawdę pyszne), wody pitnej, zbudowaniem schronienia, pieca do wędzenia ryb czy też pieczenia dziczyzny wcześniej przez siebie upolowanej. Jednak jedną z najbardziej przydatnych i równocześnie niezbędnych umiejętności do przetrwania w dziczy jest umiejętność rozpalenia ognia, za pomocą łuku ogniowego czy też przy użyciu krzesiwa co również nie jest prostym zadaniem. Te umiejętności, które wymieniłem to tylko część wiedzy, która jest bardzo przydatna w tego typu wędrówkach i nie są one odkryciem moim czy XXI wieku. Te umiejętności były udoskonalane przez stulecia, od nich zależało życie ludzi i to jest kolejna rzecz, która mnie w tym fascynuje. Mogę wykorzystywać wiedzę, która przed setkami lat była szlifowana przez rdzenną ludność. Od kiedy rozpocząłem zgłębianie tych wszystkich technik, zmienił się radykalnie mój sposób patrzenia na świat przyrody. Trawa stała się dywanem, a niebo dachem. Wiele obaw znikło bez śladu, pozwalając głębiej delektować się życiem na łonie natury. Nie potrafię opisać wszystkiego, co przeżywam kiedy kilka razy w roku wyruszam na wędrówkę i polegam wyłącznie na technikach leśnego rzemiosła. Tego bogactwa darów natury i poczucia pełnego odrodzenia się w kontakcie z dziką przyrodą. Nawet w czasie wspinaczki lub wędrówki z plecakiem rozwijasz swoje leśne umiejętności. Obserwując zachowanie dzięciołów czy technik łowieckich ptaków drapieżnych, powiększysz bagaż zdobytych na szlaku doświadczeń o nowe wspaniałe przeżycia. Ostatnio moja młodsza siostra Zuzia (którą również zaraziłem miłością do natury, póki co w stopniu niewielkim bo znosi do domu wszelkie żaby i gąsienice) zadała mi pytanie: „Michał, prawda, że dał byś sobie radę gdybyś np przechodząc przez rzekę stracił swój plecak i cały sprzęt?„ trafiła centralnie w sedno. Kiedy przyroda nie ma przed tobą tajemnic i potrafisz zdobyć wszystkie nie zbędne ci do życia rzeczy, zostaw obawy w cholerę! Świat należy do Ciebie!

Skąd czerpiesz wiedzę? Czy faktycznie wystarczy umiejętność wnikliwej obserwacji, czy może jednak na początku warto poszukać jakiejś teorii?

Wiele umiejętności i wiedzy zawdzięczam książkom które pochłaniałem w mgnieniu oka, ale czytanie samych książek nie rozpali za Ciebie ognia gdy w lesie zapada zmrok a Ty jesteś przemoknięty i wyziębiony gdyż wcześniej pokonywałeś bagna i wszelkie inne przeszkody które przygotowała Ci natura. Książka nie zbuduje za Ciebie szałasu, nie zdobędzie za Ciebie pożywienia. To ty sam musisz o to zadbać więc liczy się sumienne ćwiczenie i dążenie do obranego celu, czyli praktyka. Wielu moich znajomych jest bardzo zainteresowana tym czym się zajmuję, i bardzo by chcieli wybrać się ze mną w teren, ale kiedy przychodzi dzień w którym wszystkie sprawy powinny być odłożone na bok wymigują się różnymi wymówkami. „słuchaj Kulka ja to chory jestem, boje się że anginę złapię albo inne paskudztwo” Rozumiem ich obawy bo w naturze człowieka jest, że zawsze to co nieznane budzi lęk. Jednak są też tacy, którzy nie mieli wcześniej styczności z czymś podobnym , powierzyli mi swoje zdrowie i swój tyłek. Teraz wspominają przy piwie przygody na jakie natrafiliśmy w trakcie leśnej wędrówki, poruszając wyobraźnię słuchaczy.

Piwa co prawda nie mam, ale może podzielisz się jakąś opowieścią?

Jedna ze śmieszniejszych przygód która przytrafiła mi się na początku mojego „survivalowania” miała miejsce niemalże pod granicą białoruską gdzie telefon nie łapał już polskiej sieci i trzeba było naprawdę dobrze szukać zasięgu. Był koniec lutego zima nie była ostra, śniegi i lód we wszelkich sadzawkach wolno ustępował wiośnie. Po rozbiciu obozowiska i zbudowaniu pięknych szałasów z jodły i mchu, postanowiliśmy z kolegą pójść na ryby gdyż niedaleko płyną Bug. Nasze połowy niestety zakończyły się fiaskiem gdyż poziom wody sięgał dużo wyżej niż się spodziewaliśmy. Nijak nie było dostać się do głównego koryta rzeki, mieliśmy krótkie wędki zrobione z leszczyny a na inne rozwiązania zabrakło nam czasu gdyż zapadał zmrok. Zawiedzeni z opuszczonymi głowami powędrowaliśmy do obozowiska. Po drodze napotkaliśmy kilka naprawdę dużych żab, zapytałem kolegi czy jest na tyle głodny żeby przełamać się i zjeść żabę. Kolega bez mniejszych oporów zaczął polowanie na żaby. Złapaliśmy parę dorodnych sztuk i zaczęło się oprawianie,”Kulka Ty to zrób, Ty masz ostrzejszy nóż z resztą wiesz jak to zrobić” a że wcześniej kilka razy za młodu przeprowadzałem sekcję żaby przejechanej przez samochód, zgodziłem się. Nie było to trudne , może nie będę się rozpisywał na temat oprawiania, gdyż to najmniej przyjemna część całego jej przyrządzania. Po oprawieniu jej rozpaliliśmy ogień, las przy świetle ogniska wydał się przepiękny, drzewa przybierały różne kształty i wydawały dźwięki. Oprawione żaby przyprawiliśmy solą i nabiliśmy na rożno. Piekliśmy udka jakiś czas nad płomieniem opowiadając sobie przeróżne rzeczy, a mi przypomniało się że podprowadziłem ojcu flaszkę samogonu, (oczywiście wtedy byłem już pełnoletni, a przynajmniej na takiego się czułem) kolega uradowany z błyskiem w oku powiedział „teraz to i szczura bym zjadł” (czego nie chciałem komentować) po 2 głębszych zapitych herbatką z jałowca zabraliśmy się za konsumowanie żab, ku mojemu zdziwieniu żaby smakowały jak kurczak, a nie byłem jeszcze na tyle „trącony” żeby mi się tylko wydawało. Koledze również bardzo smakowały. Nic dziwnego że Francuzi podają je w restauracjach. Zaspokoiliśmy trochę głód i dokończyliśmy butelkę. W trakcie rozbrzmiewały po lesie rosyjskie piosenki wyniesione prosto z lekcji rosyjskiego w podstawówce (i tu ukłony dla pani Kalickiej), co nie było niestety mądre gdyż znajdowaliśmy się w strefie pasa przygranicznego po stronie polskiej, ale na szczęście nikt nas nie usłyszał, albo nie chciał usłyszeć. Podłożyliśmy do ogniska i z wielką ulgą i ochotą w sunęliśmy się w śpiwory, padliśmy niczym kłody w ognisko. Nad ranem zrobiło się chłodno spojrzałem na ognisko, a tam tylko niewielka ilość żaru. Zmobilizowałem się do podłożenia do ognia. Kolega jeszcze smacznie spał a ja nie mogłem znaleźć jednego z butów które stały przy wyjściu szałasu. Rozejrzałem się dookoła i pomyślałem że kolega zrobił mi żart i gdzieś go schował. Podłożyłem do ognia i wchodząc do szałasu zobaczyłem borsuka skradającego się do naszego obozowiska, obudziłem kolegę precyzyjnym rzutem ostatnim butem i pokazałem palcem na zwierzę niestety, kumpel zrywając się ze śpiwora wystraszy tego przepięknego drapieżnika . Zaczęło się dochodzenie, gdzie został ukryty mój but. Kumpel zapierał się że nigdzie go nie schował i dał by sobie rękę uciąć że widział jak układałem je przy wyjściu. Niestety buta nie znaleźliśmy, ale za to po zbadaniu tropów borsuka, niedaleko obok nich znaleźliśmy ślady buta i to nie były ślady kolegi tym bardziej moje, wywnioskowaliśmy że ktoś po prostu zakradł się i chciał nam zrobić psikusa. Udało mu się w 100%. Nasza przygoda musiała się zakończyć wcześniej z powodu braku mojego kompletnego obuwia , ale przecież survival to sztuka improwizacji, więc założyłem 2 pary skarpetek na jedną nogę, zawinąłem w znalezioną reklamówkę i poszliśmy szukać zasięgu żeby zadzwonić po kolegę, który nas odwiózł do domu. Musieliśmy iść kilka dobrych km lasem żeby wyjść w umówione miejsce, a jak wiadomo reklamówka plus roztapiający się śnieg równa się solidna wywrotka. Było ciężko, kolega miał spory ubaw, w drodze powrotnej śmiał się równie mocno opowiadając całą sytuację kierowcy. Na koniec chciałbym zachęcić wszystkich zainteresowanych do współpracy, z miłą chęcią zorganizuję niezapomnianą wyprawę pełną przygód. Nie ma znaczenia czy będzie to grupa czy pojedyncze osoby. Serdecznie zapraszam!

My również zapraszamy do takiego spędzania wolnego czasu.

[nggallery id=118]
Foto: archiwum Michała Kulesz

Reklama
Poprzedni artykułSzkolenia napełniania zbiorników samochodowych gazem LPG
Następny artykułInformacja okresowa PSP 22.12.2013

36 KOMENTARZE

    • Łosice to mała społeczność i w większości relacje między ludzkie można określić jako koleżeńskie, ale czy to oznacza, że należy umniejszać pomysły na fajne życie?
      Kulka – masz świetną zajawkę
      A Ty kd, cóż radzę nie zazdrościć a raczej działać w pozytywnym kierunku, może też o Tobie napiszą 😀

      • Niby co i komu ma zazdrościć?! Większość dorosłych ludzie nawet nie wie kto to jest ten cały Kulesz, więc w czym rzecz, że taki on sławny. A o moje podejście do życia nie martw się, jest pozytywne.

    • też mi się nie podoba… ni to wywiad ni to reklama -.- nie macie o czym pisać to po prostu nie piszcie…

      • Trzeba swoich ziomasiów wypromować:) Jak nie podróżniki, to artysta malarz, a innym razem tatuażysta;) Dorosły człowiek śmieje się z takich pseudo znanych celebrytów, ale Łosickie i okoliczne 15 latki, czy niektóre 20latki, mają mokro na ich widok:p Niedługo będzie wywiad z M i S z firmy Bazgroły po ścianach:P

  1. Zgadza się. Też zacznij robić coś ciekawego, to i o tobie coś napiszą. Wiem nawet gdzie: w kronice policyjnej.

  2. Hahaha ja też byłem zaskoczony wywiadem z Kulką, to znaczy o tym, że każdy z nas może spodziewać się czasami jakiejś informacji o swoim znajomym. Znam Michała osobiście i to bardzo pozytywna osoba. Czy to jego promocja? Zalezy jak na to spojrzeć. Artykuł dotyczy jego zainteresowania (chyba rzadko spotykanego w naszym powiecie, bo mnie np takie rzezcy nie interesują). Gdyby chodziło o np sztuki walki, którymi tez sie interesuje, a z których się utrzymywał, to już byłaby pewnie promocja, nawet w ujęciu „hobby”. Ja na to patrze inaczej. Jestesmy małą społecznością i Łosice Info mogą byc fajnym medium o ciekawych wydarzeniach w naszym powiecie. Nie tak dawno kolega próbował rozkręcić coś na wzór grupy, która będzie się spotykała w weekendy, ustalała trasy i jeździła na wycieczki rowerowe. Gdyby to poszło w obieg może by się znalazło więcej amatorów tego hobby. Czesto mówimy, ze NIC SIE NIE DZIEJE, wiec tez chyba chodzi o to by promować wszelkie ciekawe pomysły ludzi z pasją, którzy chca coś zrobić. Bo wg mnie taka powinna być główna rola Łosice Info – dotarcie do każdego Mieszkańca powiatu zainteresowanego rożnymi wydarzeniami i informacjami.

    • Co innego promocja miasta, promowanie ludzi, którzy coś ciekawego robią, a co innego pisanie o koledze. Gdzie tu profesjonalizm i dystans? Ja tutaj nie widzę.

  3. Ciężko jest chyba kogoś w tak małej okolicy nie znać , więc jeśli napiszą o burmistrzu Łosic to też będzie promowanie Kolegów bo ktoś z redakcji jest z nim na „ty” ?
    bez przesady .

  4. Marcin i reszta: odrobinę dystansu: tu piszą o wszystkim co ciekawe. A że piszą o znajomych? Akurat ci znajomi są dla nich interesujący. Też się chcecie wypromować, to do nich piszcie i tyle. Znam tych ludzi i wiem, że tylko czekają na takie maile, bo to dla nich temat, a jak mają temat, to tak jakby dzieciakowi dać pod choinkę małego puchatego białego króliczka… Pogadajcie z mas-em jak ma o czymś pisać…
    Specjalnie dla Was marudy wygrzebałem ich maile: kontakt@losice.info i michal@losice.info. Ciekawe, czy znajdą się odważni, żeby do nich o sobie napisać…

  5. BRAWO MICHAŁ! ZAWSZE MIAŁEŚ ORYGINALNE POMYSŁY I STARAŁEŚ SIĘ JE REALIZOWAĆ, JAK ŁAMANIE KIJA BAMBUSOWEGO SZYJĄ!!! brrrr! WĘDKARSTWO, GRZYBY, KULINARIA, SZTUKI WALKI ITP. I ZAWSZE WE WSZYSTKO WKŁADAŁEŚ SERCE I DO KOŃCA SIĘ ANGAŻOWAŁEŚ. W ŻYCIU REALIZOWANIE SWOICH CELÓW JEST WAŻNE! GRATULUJĘ ODWAGI I AKTYWNOŚCI!!!

  6. Kazdy harcerz takie rzeczy robi, nawet dzieci
    … Nie mowie juz o zolnierzach… I jakos o tym nikt nie pisze.

  7. Haha ale ludziom z zazdrosci az posladki sie zacuskaja ;D
    Wspolczuje Wam wszystkim zawistnym..
    pozdrowienia i jeszcze Wesolych Swiat 🙂

  8. dobrze że Ty potrafisz takie rzeczy …
    niech zrobią wywiad z tobą ;D

  9. SZTUKA PRZETRWANIA TO JEST JAM SIE MIESZKA W PRZEWRÓCONYM WIEŻOWCU (barak na ul Narutowicza) LUB W PARKU SIEDZA CAŁYMI DNIAMI W ZIME I PIJA ZIMNE PIWO LUB TANIE WINO Z NIMI POWINNI ZROBIC WYWIAD BO TEN KULKA ROBI TO CO KAZDY ROBIŁ JAK BYŁ MŁODY JADŁ PIECZONE KARTOFLE ZAKRZANCU I JEZDZIŁ POD NAMIOT LUB BEZ NA DZIKO (podpowiem paru bohaterów KUREK,ZBUCKI ,)

  10. jestem pełen podziwu jeśli robiłeś to wszystko o czym napisałem jak byłeś młody .
    więc jeśli dasz sobie radę to zapraszam na Fb na priv. organizuję niedługo wyprawę .
    masz jaja to się odezwiesz , nie masz … po prostu Ci się nudzi i wypisujesz bzdury 🙂
    Pozdrawiam wszystkich czytelników ! 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.