Przedstawiamy Państwu relację Barbary Muszyńskiej, która wraz z mężem przemierzyła trasę wzdłuż Bałtyku i dziś dzieli się z nami emocjami, obserwacjami i przeżyciami związanymi z wyprawą.
Kiedy nasi synowie wrócili z lipcowego rajdu rowerowego wzdłuż Bałtyku, mój mąż powiedział: „My też pojedziemy”. „Oszalałeś? W tym wieku!” – odparłam, ale raz zasiane ziarenko kiełkowało i już po kilku dniach stwierdziłam, że warto spróbować. Od nikogo nie jesteśmy uzależnieni, możemy dowolnie zaplanować trasę i jeśli nie damy rady, wrócimy do domu. Zresztą, uwielbiam podróże, a ta może okazać się interesującą przygodą.
W sierpniu trasę Nowe Szpaki – Swarzewo k.Władysławowa pokonaliśmy samochodem z rowerami na bagażu. W Swarzewie na podwórku u świeżo poznanej pani zostawiliśmy auto, zapakowaliśmy sakwy na rowery i w drogę! Do pokonania mieliśmy tylko 42 km, bo nocleg zaplanowaliśmy w Helu. Cała Mierzeja Helska to raj dla rowerzystów – ścieżka rowerowa, możliwość zwiedzania pięknych miejsc (m.in. Jastarnia, Jurata). Nocleg w szkole w Helu w warunkach hostelowych za jedyne 25 zł.
Drugi dzień to trasa Hel – Władysławowo przebyta pociągiem, a dalej aż do Łeby rowerem (ok.70 km). Po drodze Rozewie z latarnią, śliczna Jastrzębia Góra, trafiliśmy też na właśnie odbywające się w Ciekocinku międzynarodowe zawody w skokach koni Baltica. Było na co popatrzeć! W Łebie musieliśmy rozbić namiot, ponieważ to miasto latem jest ogromnie zatłoczone i bardzo trudno znaleźć nocleg na jedną dobę. Na marginesie, nie polecamy tam spędzać wakacji, chyba że ktoś uwielbia ścisk i hałas. Ścieżek rowerowych po drodze nie było zbyt wiele, musieliśmy jechać jezdnią, po której pędziły samochody. Dzień zaliczyliśmy jednak do udanych.
Trzeciego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie, bo zaplanowaliśmy pokonanie ponad 90 km z Łeby do Rowów. Poranek spędziliśmy na ruchomych wydmach w Rąbce k.Łeby, gdzie , oczywiście, dojechaliśmy rowerami, potem podziwialiśmy Jezioro Łebsko. Tego dnia też musieliśmy bardzo uważać, gdyż jechaliśmy jezdnią. Niestety, nie dotarliśmy bezpośrednio do Rowów, bo zbierało się na burzę, więc poszukaliśmy noclegu w Dębinie. Przyjęła nas urocza właścicielka poniemieckiego folwarku i dane nam było przenocować w zabytkowym budynku za jedyne 30 zł. Przy okazji gospodyni z wielką pasją opowiedziała nam historię swego domu i całej okolicy. Późnym popołudniem się przejaśniło, a że podczas burzy wypoczęliśmy, więc nie marnowaliśmy czasu na wylegiwanie się i wybraliśmy się do Rowów. To już prawie koniec świata, ciekawy zakątek, ale ludzi też tłumy.
Czwarty dzień był dość wyczerpujący, ponieważ w upale przebyliśmy ponad 100 km. Poprzez Ustkę, Jarosławiec (tu poza miastem bardzo ciekawa plaża, mało ludzi, ścieżka rowerowa), Darłowo dotarliśmy do miejscowości Osieki, gdzie znaleźliśmy nocleg w kempingu. Panowała tam cisza i spokój, prawie w ogóle nie było turystów, więc doskonale wypoczęliśmy. Tego dnia trasa była niezwykła: ścieżka rowerowa między morzem a jeziorem, część ścieżek asfaltowa, a taka jest najlepsza. Wysiłek fizyczny niemały, ale wrażenia całkowicie zrekompensowały trudy podróży.
Ostatni już, piąty dzień, to finisz: Osieki – piękne Łazy – ścieżka rowerowa między Jeziorem Jamno a morzem do Unieścia – ładne Mielno – Kołobrzeg. To tylko 45 km. Nasz rajd dobiegł końca i przyjemności, niestety, się skończyły, bo teraz dane nam było przebyć niezłą przeprawę pociągiem z Kołobrzegu do Gdyni, aby dostać się do pozostawionego w pobliżu samochodu. Jazda pociągiem z rowerem to istny horror. PKP (czy jak tam zwą współczesne koleje) w ogóle nie jest przygotowane na przyjmowanie podróżnych z jednośladami, a tych jest mnóstwo. Dzięki łaskawości konduktorów dotarliśmy z dwiema przesiadkami do Swarzewa, a stąd już tylko powrót do domu samochodem.
Przejechaliśmy rowerami ok. 350 km i naprawdę to nie jest wielki wysiłek, choć na początku tak mi się wydawało, a jesteśmy już nie pierwszej młodości – obydwoje z mężem mamy pod pięćdziesiątkę. Chyba nie zrobiliśmy wstydu synom, bo nie byliśmy od nich gorsi, choć oni pokonali tę trasę w 4 dni, jechali z zachodu na wschód, my jednak więcej zwiedzaliśmy.
Zachęcamy wszystkich, którzy mają kilka wolnych dni, do podjęcia takiej formy aktywności. Zalety? Ruch na świeżym powietrzu, kontakt z naturą, możliwość dotarcia rowerem w każde miejsce (bez opłat za parkowanie), poznanie ciekawych, życzliwych ludzi i pięknych zakątków oraz spalenie zbędnych kalorii i odpoczynek od pracy.
Wady? Konieczność przemieszczania się jezdnią i brak zrozumienia rowerzysty przez niektórych, podkreślam – niektórych – kierowców aut.
Jak widać, zysków więcej niż strat, więc wsiadajcie na rowery, pakujcie jak najmniejsze sakwy i przeżyjcie niebywałą przygodę! To urocze, że niemal półwieczny człowiek może choć przez klika dni poczuć się jak beztroski nastolatek. Cudowne jest też to, że własne dzieci są inspiracją do nowych działań!
Barbara Muszyńska