Złote Róże Niepodległości

0
236

Koncert pt. „Póki Polska żyje w nas…” zorganizowany przez Fundację Upowszechniania Kultury był okazją do wręczenia wyróżnień za działalność społeczno-patriotyczną. Złote róże Niepodległości wręczył Patron honorowy wydarzenia dr Daniel Milewski Poseł na Sejm RP, a otrzymali je: Marek Jerzman, Rodzina Kobylińskich, Tomasz Dobrowolski, ks. prałat Henryk Rzeszotek oraz Waldemar Kosieradzki. Pieśni legionowe i ułańskie zaprezentował zespół wokalno-aktorski Sonanto. 

Poniżej prezentujemy fragment najnowszego artykułu Marka Jerzmana, nagrodzonego Złotą Różą Niepodległości, który ukazał się w najnowszym numerze Gazety Polskiej.

Reklama

Andersiak

Jako pracownik Służby Ochrony Kolei w Pińsku został aresztowany przez Sowietów 18 września 1939 roku. Następnie skazany na siedem lat łagru za posiadanie broni. Po amnestii w 1941 roku, uciekł i przedostał się do powstającej armii gen. Andersa. Walczył pod Monte Cassino, po wojnie wrócił do kraju.

Przed wojną Jan Obiedziński mieszkał w Pomiechówku nad Wisłą. Służbę wojskową odbywał w Warszawie w połowie lat 30. XX wieku. Zdał egzaminy na prawo jazdy i służył jako kierowca, wożący wysokich oficerów.

W 1935 roku ożenił się z Heleną Kaźmierczak. Już razem z żoną przeniósł się do Pińska i rozpoczął pracę w Służbie Ochrony Kolei.

– Pamiętam mundur ojca, karabin i czapkę z orzełkiem – wspomina syn Bogdan Obiedziński, który miał trzy lata, gdy wybuchła II wojna światowa. Jego siostra Barbara urodziła się tuż przed wojną.

CZYNOWNIK

Już w nocy 18 września 1939 roku Sowieci przeprowadzili aresztowania kolejarzy, pracowników poczty, urzędników, nauczycieli. Wśród aresztowanych był też Jan Obiedziński. Pani Helena była na widzeniu z mężem w więzieniu trzy razy, zaniosła mu jedzenie i kurtkę.

Pod koniec roku odbyła się krótka rozprawa w sądzie. Oskarżyciel zapytał:
– Wy czynownik ?
– Da.
– U was jest arużje?
– Da.
– Siem liet w Sybir – brzmiał wyrok.

Ostatni raz rodzina widziała Jana Obiedzińskiego na dworcu kolejowym w Pińsku. W jednym kącie poczekalni, na podłodze, siedziała grupa ok. 40 więźniów, a po drugiej stronie stały matki z dziećmi. Pomiędzy nimi chodził żołnierz z karabinem.

– Matka wskazała palcem zarośniętego mężczyznę – opowiada Bogdan Obiedziński. – To tata – powiedziała.
Podała synowi paczuszkę z jedzeniem, a gdy żołnierz odszedł, Bogdan chciał podbiec do ojca.
– Ubiraj! – krzyknął żołnierz, sięgając za karabin. Paczka upadła na posadzkę.

Tuż przed odjazdem pociągu, pozwolono pożegnać się rodzinom. Potem mężczyzn załadowano do wagonu towarowego. (…)

cały tekst w obecnym numerze tygodnika „Gazeta Polska”

Foto: ŁDK

Reklama
Poprzedni artykułXVIII Spotkania Regionalne
Następny artykułWyróżnieni najwyższym odznaczeniem resortowym