„Autsajder”

0
681

Wspominamy dziś Jerzego Geresza – mieszkańca Kobylan, absolwenta LO w Łosicach, wieloletniego współpracownika Komitetu Obrony Robotników, doradcę NSZZ Solidarność „RI”, internowanego 13 grudnia 1981 r. – który półtora roku spędził w więzieniach w Białej Podlaskiej, Włodawie i Chełmie. Za zgodą Marka Jerzmana, publikujemy cały artykuł o Jerzym Gereszu który ukazał się drukiem w Gazecie Polskiej oraz w książce pt. „Po drugiej stronie rzeki”. 

Jerzy Geresz został pochowany 3 września 2020 r na cmentarzu w Huszlewie. W uroczystościach pogrzebowych uczestniczył w min m.in. Antoni Macierewicz, a na grobie złożono wieńce od prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego.

Reklama

Autsajder

Był prymusem LO w Łosicach, któremu groziło… niedopuszczenie do matury. Za działalność opozycyjną w KOR aresztowany wielokrotnie. — Pewnego dnia mogą pana odnaleźć z pękniętą czaszką — mówili esbecy. Internowany 13 grudnia 1981 r. odsiedział półtora roku. W latach 90. był bezrobotny, w 2006 r. otrzymał rentę specjalną 600 zł.

— Nigdy nie byłem chlubą swojej szkoły — mówi Jerzy Geresz o nauce w Liceum  Ogólnokształcącym w Łosicach w latach 1961 – 1965 r. Drugą klasę liceum rozpoczął spacerem po szkolnym dachu. — Co wy tam robicie, Geresz?! — krzyczał dyrektor Antczak. — Oglądam panoramę Łosic — brzmiała odpowiedź.

Groziło mu wyrzucenie ze szkoły, lecz wybronił ucznia wychowawca Alfred Matelski. Otrzymał łagodny wyrok: zawieszony w prawach ucznia na dwa tygodnie.

— Pierwszy raz byłem w gabinecie dyrektora — wspomina Geresz. Dyrektor Leon Antczak, kierujący liceum od lat 50., posiadał opinię osoby, która zarówno uczniów i nauczycieli trzymała krótko „za twarz”.

W łosickim liceum Jerzy Geresz szybko zyskał opinię świetnego ucznia. — Był wybitnie zdolny — mówi polonistka Lidia Sułek-Kosno.

— Pasją Jurka była matematyka i fizyka — opowiada Czesław Giziński, kolega z klasy, obecnie łosicki starosta. Jurek już w pierwszej klasie udzielał korepetycji maturzystom. Często studiował podręczniki akademickie i zdarzało mu się nie odrobić lekcji. Wtedy mówił nauczycielowi, że nie miał czasu.

Spacer po poręczy na „zielonym mostku”

Zachowanie Geresza nie przystawało do ram socjalistycznego wychowania. Był najlepszy z matematyki i fizyki, ale szybko zyskał opinię „niezdyscyplinowanego i aroganckiego”. Gdy nauczyciel pomylił się przy tablicy, on stwierdzał bezceremonialnie: — Tu jest błąd i sam rozwiązywał zadanie na kilka sposobów — wspomina kolegę Zygmunt Tarkowski.

Matematykowi Ostrowskiemu, który na lekcji rozwiązywał krzyżówki, Jurek powiedział: — Panie profesorze, nudzę się — i został wyrzucony za drzwi. Historyka Zawadę, który uczył pamięciowo, krytykował otwarcie: — To metoda średniowieczna.

Pół roku przed maturą, Jerzy Geresz, jako „społecznie niedojrzały”, został wyrzucony z internatu. Na półrocze otrzymał dwie oceny niedostateczne: z historii i wuefu.

Jurek z koleżanką

„Zorka” dla zwycięzcy

Ratunkiem okazała się olimpiada z fizyki. Wystartował i doszedł do finału ogólnopolskiego – luty 1965 r. Zajął drugie miejsce i wrócił z nagrodami: dyplomem wybranej uczelni, aparatem fotograficznym „Zorka” i torbą książek. Miał wówczas kilka minut sławy. — Widziałem Jurka w kinie w Polskiej Kronice Filmowej — wspomina z dumą Zygmunt Tarkowski. Wszyscy koledzy z klasy poszli do kina „Pionier”, aby zobaczyć swojego kumpla.

Profesor fizyki Maria Tomczuk, obecnie jest na emeryturze. Jurka Geresza pamięta doskonale. Był jej najlepszym uczniem w trakcie ponad 35 lat pracy w liceum. — Bardzo dociekliwy i samodzielny — charakteryzuje Jurka. — Potrafił wskazać rozwiązanie proste i nieszablonowe.

Studiowanie fizyki na Uniwersytecie Warszawskim Jerzy Geresz ocenia lapidarnie. — Pierwszy rok był bardzo dobry, potem zaczęły się schody. Nie potrafił uczyć się pod presją czasu. Obca była mu zasada obowiązująca na sesji egzaminacyjnej: zakuj, zapamiętaj, zapomnij. Drugi rok studiów repetował.

Wydarzenia marcowe 1968 r. wyrwały go z książek. Przepisywał z kolegami ulotki. Na piątym roku fizyki zrezygnował po nieporozumieniu z promotorem. Potem jeszcze na UW studiował matematykę, którą ukończył we Wrocławiu w połowie lat 80.

Pokazał Michnika

Pytany o genezę swoich związków z opozycją polityczną PRL, Jerzy Geresz stwierdza dobitnie: — To była ludzka powinność.

Czerwiec 1976 r. przyniósł podwyżki cen żywności i protest robotników w Ursusie, którzy wstrzymali ruch na linii kolejowej. Byli za to surowo represjonowani: wyrzucani z pracy i karani wysokimi grzywnami. Procesy „warchołów i wichrzycieli” rozpoczęły się w połowie lipca w gmachu warszawskiego sądu przy ulicy Świerczewskiego. Na sądowych korytarzach spotykali się ludzie solidaryzujący się z oskarżonymi. — Wtedy Macierewicz pokazał mi Michnika, Dorna i innych — opowiada Geresz.

W sierpniu Jerzy Geresz pierwszy raz pojechał do Ursusa z pieniędzmi dla zwolnionych robotników.

Gdy 7 maja 1977 r. zamordowano Stanisława Pyjasa, w grupie warszawskich działaczy i współpracowników KOR przybyłych 15 maja do Krakowa, był Jerzy Geresz. Na czele pochodu szli: Jerzy Geresz, Paweł Bąkowski i Mirosław Chojecki.

Marsz żałobny w Krakowie po śmierci Stanisława Pyjasa – od lewej Jerzy Geresz i Paweł Bąkowski, pierwszy z prawej Mirosław Chojecki

Odkryłem Chrystusa

O głodówce w kościele św. Marcina na warszawskim Starym Mieście 24 – 31 maja 1977 r. Geresza poinformowała Bogusława Blajfer. Był w pierwszej grupie ośmiu osób, następnego dnia dołączyli kolejni. Żądali uwolnienia robotników, więzionych za wystąpienia czerwcowe 1976 r., a także uwolnienia członków KOR.

Codzienne, poranne msze odprawiał dominikanin o. Aleksander Hauke-Ligowski, uczestniczący w głodówce. Do mszy posługiwał Bohdan Cywiński.

Uczestnicy głodówki w kościele św. Marcina (maj 1977 r.) – w dolnym rzędzie od lewej: Jerzy Geresz, Henryk Wujec, Aleksander Hauke-Ligowski, Tadeusz Mazowiecki (rzecznik głodujących), Lucyna Chomicka, Stanisław Barańczak; w górnym rzędzie: Ozjasz Szechter, Joanna Szczęsna, Bogusława Blajfer, Zenon Pałka, Eugeniusz Kloc, Kazimierz Świtoń, Barbara Toruńczyk, Bohdan Cywiński, Danuta Chomicka

— W kazaniu o. Aleksander podkreślił, że złem jest marksistowskie przeciwstawianie sobie klas społecznych — wspomina Jerzy Geresz. — To był posiew, który skłonił mnie do poszukiwań — przyznaje Geresz, który już w liceum stał się ateistą. Po głodówce u św. Marcina dochodził fizycznie do siebie i odkrywał nowe lektury: „Znak” oraz „Więź”. Potem dotarł do kolejnych: Miłości i odpowiedzialności — Karola Wojtyły. Zaczął też czytać Stary i Nowy Testament. — Wobec zła nie można być obojętnym — uważa Jerzy Geresz, który po „odkryciu chrześcijaństwa” stał się wewnętrznie mocniejszy.

W 1979 r. inteligencja katolicka przeprowadziła w Warszawie akcję zbierania podpisów o dopuszczenie Kościoła do środków masowego przekazu. Uczestniczył w niej Jerzy Geresz. Na Żoliborzu, u św. Stanisława Kostki zbierał pod-pisy razem z Jarosławem Kaczyńskim, który oświadczył z dumą: — To mój kościół. Tutaj przyjąłem pierwszą komunię.

Pewnego dnia…

Jerzy Geresz szybko nawiązał kontakt się z Biurem Interwencyjnym KSS „KOR”, prowadzonym przez Zbigniewa i Zofię Romaszewskich. Uczestniczył w wielu akcjach pomocy osobom represjonowanym. Jako wysłannik Biura Interwencyjnego KSS „KOR” jeździł w teren, weryfikując informacje o bezprawnych zatrzymaniach, zwolnieniach z pracy, pobiciach.

W latach 1977 – 1980 Jerzy Geresz był kilkanaście razy zatrzymywany przez SB na 48 godzin, o czym mówiła „Wolna Europa”. Wielokrotnie odwiedzał w Katowicach Kazimierza Świtonia, represjonowanego za tworzenie Wolnych Związków Zawodowych.

— Na klatce schodowej był regularnie bity przez esbeków — wspomina senator Zbigniew Romaszewski. — Mieszkanie Świtonia cały czas pilnowali esbecy — mówi senator Romaszewski. Jeden z takich wyjazdów do Katowic zakończył się zatrzymaniem Geresza i grzywną 3 tys. zł, szybko zamienioną na 60 dni aresztu.

Rozpoczął strajk głodowy, ponieważ odebrano mu Pismo Święte. Po dziewięciu dniach głodówki naczelnik zwrócił Pismo Święte i zakazał prowadzenia wśród więźniów „religijnej propagandy”.

Gdy przyjeżdżał do Katowic, esbecy mówili wprost: — Pewnego dnia mogą pana odnaleźć w bramie z pękniętą czaszką.

Proszę o izolatkę

Stan wojenny zastał go w rodzinnej wiosce Kobylany. Esbecy przyszli przed północą i został przewieziony do więzienia w Białej Podlaskiej. Zabrali mu znaczek „Solidarności” i wręczyli „postanowienie o internowaniu”.

Śpiewanie kolęd w wigilijny wieczór nie spodobało się naczelnikowi więzienia. Internowanych, rozebranych do bielizny, przeniesiono na kilka godzin do pustej, wyziębionej celi.

W styczniu 1982 r. Geresza przewieziono do więzienia we Włodawie. Miasteczka całkiem na uboczu, gdzie w dniu odwiedzin więźniów PKS odwoływał kursy. Potem trafił do Chełma.

Po dwóch dniach otrzymał karę 14 dni twardego łoża, ponieważ nie meldował się strażnikom. Po odbyciu kary poprosił naczelnika więzienia o… izolatkę.

— Chciałem się skupić na matematyce — tłumaczy Geresz, autor podręcznika dla doktorantów wydanego przez Politechnikę Wrocławską w 1980 r. Dzięki amnestii wyszedł w lipcu 1983 r.

Komputer od Jarka

Skończył matematykę na Uniwersytecie Wrocławskim w 1985 r. i wrócił do rodzinnych Kobylan. Opiekował się chorą matką i zajmował teorią Thoma o stabilność strukturalnej.

W 1991 r. podjął pracę w Szkole Podstawowej w Kobylanach, ucząc fizyki i chemii. Po roku musiał odejść. — Geresz to dziad. Mieszka z matką na pokomornem, a naszym dzieciom stawia jedynki! — grzmiał przewodniczący komitetu rodzicielskiego.

System oświaty na wsi Jerzy Geresz nazywa fikcją. — Wszystkich uczniów promowano i szkoła zbierała nagrody, a wielu nie potrafiło dodawać — tłumaczy.

Rok 2004 zaskoczył Jerzego Geresza. Dzięki pomocy Jarosława Kaczyńskiego, którego znał z Biura Interwencyjnego KSS „KOR”, otrzymał komputer i telefon komórkowy. Dzięki temu mógł pracować nad książką.

Nie miał stałych dochodów, cały czas poświęcając na pisanie pracy i opiekę nad matką. Sam też chorował, systematycznie korzystając z leków. Dopiero po namowach przyjaciół złożył podanie o rentę specjalną, które utknęło w czeluściach URM-u.

Tym razem Gereszowi pomógł przypadek. W czerwcu 2006 r. uroczyście obchodzono w Radomiu 30 rocznicę strajków. Premier Kazimierz Marcinkiewicz przemawiając, skrytykował wysokie emerytury esbeków, deklarując pomoc byłym opozycjonistom. Zirytowało to Mirosława Chojeckiego, znanego opozycjonistę. — Masz w kancelarii dokumenty Geresza — przypomniał premierowi. 27 czerwca 2006 r. premier Marcinkiewicz przyznał Jerzemu Gereszowi rentę specjalną – 600 zł brutto. Premier Jarosław Kaczyński podniósł do 1000 zł brutto. — To dużo — ocenia swój budżet Geresz: 71 zł płaci gminie za mieszkanie, a resztę wydaje na życie, lekarstwa i książki. Mieszka w stuletnim, drewnianym domu z kaflowym piecem. W wiejskiej społeczności Kobylan jest najniżej, bowiem „żyje na pokomornem”.

Rzadko bywa w Warszawie. We wrześniu 2006 r. był zaproszony do Pałacu Prezydenckiego na uroczystości 30 rocznicy powstania KOR. Spotkał wielu znajomych i przyjaciół. Gdy prezydent Lech Kaczyński wręczał mu Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, zagadnął: — To ty jesteś Lech, czy Jarosław?

Marek Jerzman
„Gazeta Polska” 9 V 2007 r.

PS. Jerzy Geresz zmarł 30 VIII 2020 r. Na jego pogrzebie w Huszlewie obecni byli Antoni Macierewicz, Adam Borowski i przedstawiciel Kancelarii Prezydenta RP.

Reklama
Poprzedni artykułSERCE FRANIA JEST W ŚMIERTELNYM NIEBEZPIECZEŃSTWIE
Następny artykułDo szpitala wracają pacjenci nieCOVIDowi