Mas i savoir vivre

2
2

Drogie miłe moje!

Mam nadzieję, że przeczytałyście mój poprzedni tekst i wzięłyście go sobie do serca. Jeżeli tak, to dzisiaj, jeśli tylko macie taka ochotę możecie podsunąć moje skromne wypociny Waszym miśkom, wariatom, czy innym robalom. Dzisiaj im się oberwie.

Reklama

            A oberwie się, bo jest za co. Ale żeby nie było od razu zbyt ponuro, zacznę od historyjki. Wybraliśmy się ostatnio wesołą kompaniją do kina. Na wieść o tym Przyjaciółka zaproponowała, że zaprosi też swoją Siostrę. Pomyślałem tak: jeżeli Siostra ma choć połowę urody Przyjaciółki, to jakość filmu nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, bo i tak moje potrzeby estetyczne zostaną zaspokojone na co najmniej miesiąc. Ale żeby Siostra nie przejmowała się tym, że zamiast na ekran gapię się na Nią, trzeba jakoś zrobić dobre pierwsze wrażenie. Samochód umyty i odkurzony, ciuchy wyprasowane, paznokcie w rozsądnej długości i o dostatecznej czystości. Ale to mało. Trzeba też się umieć zachować. I tu dochodzimy do sedna. Jak się zachować?

            Klasyk rzecze: jeżeli nie wiesz jak się zachować, to zachowaj się porządnie. Ale to ciągle mało. Trzeba się jakoś przywitać i przedstawić. Niestety ostatnimi laty umiejętność ta mocno podupadła. Kiedyś, kiedy jeszcze  Internetu nie było, a polskie ulice pełne były wąsaczy, panował prastary zwyczaj całowania kobiet w dłoń. Różnym ludziom różnie to wychodziło, ale zwyczaj był na tyle powszechny, że nie budził zdziwienia, czy nerwowego chichotu. To po prostu istniało. Skąd właściwie pomysł na ten zwyczaj? Czemu wbrew opinii wielu ludzi nie jest seksistowski? Z wielu powodów. Najważniejsza jest jego geneza. Pierwotnie w ręce całowano ludzi ważnych. Dzieci całowały po rękach swoich rodziców, słudzy swych panów, ci panowie swoich królów. Był to więc znak szacunku. Lubimy, kiedy kobiety nas doceniają, prawda? Okażmy więc im nasz szacunek. Nie musi to od razu zadziałać, ale kto wie? Drugą przyczyną, dla której to nie jest oznaka męskiego szowinizmu, jest fakt, że poprawny pocałunek wymaga od mężczyzny ukłonu. Kobieta nie musi unosić dłoni wyżej niż do pasa. Sugeruje jedynie mężczyźnie, że jest gotowa taki pocałunek od niego przyjąć. On ma ująć delikatnie jej dłoń, ukłonić się do zaproponowanego przez nią poziomu i delikatnie cmoknąć powietrze znajdujące się milimetr nad dłonią całowanej. Nie ślinić, nie mlaskać, nie wydzierać ręki kobiety do naszego szalonego 1,60m w kapeluszu. A wszystko z miłym uśmiechem na ustach. Miłym, powiedziałem… Jak macie możliwość, to poćwiczcie pod okiem kogoś starszego. Tacy ludzie mogą pamiętać jeszcze jak taki pocałunek powinien wyglądać. I pewnie znają więcej reguł niż ja.

            A jak się przedstawić? „Elo lala, Ździchu jezdem, hehe”. Waszym zdaniem to brzmi dobrze? No chyba niespecjalnie. Nie twierdzę, że powinniście od razu mówić: „Dobry wieczór Pani dobrodziejce. Moja godność Zdzisław Flopuch herbu Pogoń” Bez przesady. Chociaż… Może na niektóre kobiety taki tekst zadziała. Proponuję Wam, panowie, wersję pośrednią. Pamiętajmy przy tym, że słowo „cześć jest zarezerwowane dla naszych znajomych. Poznając kogoś używajmy raczej bardziej oficjalnych form. „Dobry wieczór. Nazywam się Zdzisław, a Ty jesteś (…), prawda?” Można to oczywiście modyfikować, żeby wyszło bardziej naturalnie, ale bez przesady. W końcu chcecie błysnąć kulturą osobistą. Grunt, żeby ton był uprzejmy, ciepły, przyjemny w odbiorze dla kogoś tak wymagającego jak kobieta.

            Mamy więc opanowane poznanie się, przywitanie, ton głosu. Jesteśmy już z grubsza w stanie rozpocząć rozmowę. Cały czas kontrolujmy to co mówimy i jak mówimy. Ma być miło, bez wulgaryzmów, chyba, że sytuacja nas do nich bezwzględnie zmusi (jak będziecie zaawansowani, to sytuacje takie w zasadzie przestaną istnieć). Nie zagłębiajmy się też w drażliwe szczegóły. Im więcej na co dzień rozmawiacie z kobietami tym łatwiej będzie Wam zauważyć, kiedy zbliżacie się do granicy focha. A o czym macie rozmawiać? Dobrze wychowana kobieta potrafi rozmawiać o wszystkim, włącznie z piłką nożną, budową silników dla supertankowców i zawodami w pluciu na odległość. Ogranicza Was tylko wyobraźnia i poczucie smaku. Więc lepiej unikać opisów ostatniej imprezy u Heńka, chyba, że był to wernisaż, czy parę godzin spędzonych przy pasjonującej grze w brydża. Brydż jest dobry. Jest na tyle mało znany, że większość ludzi nie wie ile czasu może potrwać taka gra, możecie nauczyć podstaw rozgrywki swoją rozmówczynię, a przy okazji jest to gra na tyle ekskluzywna, że wzbudza pozytywne zainteresowanie, w przeciwieństwie do na przykład równie wymagających szachów, czy pokera.

            A co w międzyczasie? Ostatnio matka natura pozbawiła wielu z nas siły. Coraz częściej widuję takie oto obrazki: chłop na schwał, byczek w ludzkiej skórze, panisko wielkie, siedzi sobie wygodnie na jedynym miejscu siedzącym w okolicy, a przed nim na baczność stoi dziewczyna, jak jakaś służka, czy dziecko czekające na skarcenie. Żeby choć byczkowi na kolanach siadła, to bym uznał, że para zakochanych chce każdą okazję wykorzystać, żeby poczuć swoją fizyczną bliskość. A kiedy to kolega i koleżanka? Przykro mi panowie, ale po to tacy duzi porośliście, żeby dbać o to, żeby kobietom w Waszym otoczeniu nic się nie stało. Włączając w to wyimaginowany ból łydek, czy stóp. Serio. Facet ma prawo podebrać miejsce kobiecie tylko kiedy jest schorowany i nie jest w stanie ustać, albo jest od tej kobiety co najmniej 60 lat starszy. A widywałem osiemdziesięcioparolatków podrywających się z ławki na widok dziewczynki, która być może jeszcze do szkoły nie chodzi.

            Nie wspominam tu o takich drobiazgach jak przepuszczanie w drzwiach, otwieranie drzwi do samochodu (obiegamy samochód od tyłu), podawanie ręki jako podparcia przy wstawaniu, wysiadaniu z samochodu, czy innych tego typu sytuacjach. To zwykła grzeczność. Nie wymaga zbytnich komentarzy.

            I jeszcze taki drobiazg: tych wszystkich zasad nie stosujemy wyłącznie w stosunku do dziewczyn, które chcemy zaciągnąć tam, skąd najszybsza droga przed ołtarz. Koleżanka z pracy/ze szkoły też zasługuje na szacunek. Sąsiadka też. I ta wredna baba z urzędu. Bo może jest taka wredna tylko dla tych, którzy nie są uprzejmi w stosunku do niej?

mas

PS. Siostra jednak nie miała ochoty z nami jechać do kina.

PPS. Nie gwarantuję, że moje metody od razu zadziałają. To nie dezodorant marki Siekiera, czy Stary Smrodek… Ale z czasem… Może przynajmniej żony zaczną Was doceniać.

Reklama
Poprzedni artykułNiebieski tydzień
Następny artykułWejściówkę na Kabaret Pod Wyrwigroszem otrzymuje…

2 KOMENTARZE

  1. Stara , dobra szkoła , więcej takich tekstów a może niektórzy pojmą że łapczywe zajadanie się w czasie seansu nie jest szczytem dobrych manier …

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.