Zabawa z orłem

0
425
Przed Państwem jeden z reportaży Marka Jerzmana, dostępnych również w jego najnowszej książce pt. "Po drugiej stronie rzeki". Zapraszamy do lektury. 

krzys12 -letniego wroga ustroju aresztował w Łosicach w  1952 r. siedlecki Urząd Bezpieczeństwa. Sąd skazał go na 6 lat pobytu w zakładzie wychowawczym.

W marcu 1952 r. uczniowie klasy siódmej, Szkoły Podstawowej Nr 1 w Łosicach, założyli antykomunistyczną organizację „Honor i Ojczyzna”. Jej członkowie składali przysięgę i uczestniczyli w konspiracyjnych zebraniach.

Reklama

– Byliśmy bardzo młodzi i nie zdawaliśmy sobie sprawy z konsekwencji – podkreśla Krzysztof Dąbrowski. – Trochę to była zabawa – przyznaje. Oprócz Dąbrowskiego do organizacji należeli: Janek Kołodziejczyk, Stanisław Szmurło i Tadeusz Szewczyk. Krzysztof był najmłodszy, miał 12 lat.

– To był spontaniczny bunt – mówi Dąbrowski i opowiada o atmosferze rodzinnego domu. Do ojca, dyrektora podstawówki, często przychodził proboszcz Zarębski i inni nauczyciele. Rozmawiali swobodnie o Rosji i komunistach gnębiących Polaków, słuchali „Wolnej Europy”. W bibliotece ojca były książki o Piłsudskim, którego propaganda komunistyczna opluwała. Razem z mamą Krzysztof często odwiedzał panią Sokalska, nauczycielkę.

– Po cichu mówiło się, że jej męża zastrzelili w Katyniu Sowieci – wspomina Krzysztof Dąbrowski.

Także lektury szkolne, paradoksalnie, motywowały uczniów do buntu. – Wszystkie były o tym, że car i kapitaliści uciskali robotników, więc oni podejmowali walkę – opowiada Dąbrowski i dodaje: – Uważaliśmy, że skoro Rosja i komuniści nas gnębią, to powinniśmy z tym walczyć.

POLITYCZNI Z VII A

W kwietniowy wieczór Krzysztof, Janek i Stasiek powiesili kilka ulotek na łosickim Rynku i w uliczkach. Na kartce z bloku widniał orzeł w koronie i flaga narodowa. Uczniowie napisali też aby się nie dać Rosjanom, komunistom i żeby się trzymać. Ulotki podpisali: „Honor i Ojczyzna”.

– Nie pamiętaliśmy, że następnego dnia, czyli 18 kwietnia 1952 r. były 60 urodziny prezydenta Bieruta – przyznaje Krzysztof Dąbrowski.

Ubecy przyjechali z Siedlec i w gabinecie dyrektora Zygmunta Dąbrowskiego rozpoczęli śledztwo. Poprosili o zeszyty w dwóch szkołach podstawowych i porównując charakter pisma, szybko odkryli autora ulotek.

– To był szok dla ojca, gdy ubecy powiedzieli jemu, że syn jest „politycznym przestępcą” – mówi Krzysztof Dąbrowski. Po południu Krzysztofa zawieziono do Siedlec, do Urzędu Bezpieczeństwa. Ojciec Krzysztofa miał pierwszy zawał.

Po Tadeusza Szewczyka mieszkającego w Dzięciołach pod Łosicami, przyjechali w nocy. Zrobili rewizję, szukając ulotek i zabrali na komendę Milicji do Łosic. Potem szybko do Siedlec. Na śledztwie straszyli biciem i krzyczeli: – Kto wam pomagał? Co to za organizacja?

W Urzędzie Bezpieczeństwa nie wierzono, że takie ulotki mogli napisać uczniowie klasy VII. Na śledztwie Tadeusz przyznał się, że do walki z uciskiem komunistów namówił go Krzysztof Dąbrowski.

Starsi Łosiczanie pamiętają aresztowanie uczniów przez UB, co wielokrotnie wspominał Alfons Nurski. Po kilku dniach w Szkole Podstawowej Nr 1 oficerowie UB zrobili zebranie dla nauczycieli i urzędników magistratu. Tłumaczyli, że czyn uczniów, to działalność wroga i antypaństwowa, za którą grozi kara więzienia. Obecna była też matka Krzysztofa Dąbrowskiego, płakała i powtarzała: – Oddajcie mi moje dziecko.

GROZILI, NIE BILI

Śledztwo rozpoczęło się w nocy i trwało dwie doby. – Budzili mnie kilka razy i brali na przesłuchanie – relacjonuje Krzysztof Dąbrowski. Cywile pytali się: – Ustrój wam się nie podoba?

Krzyczeli i grozili wojskowym pasem, ale nie bili. Chcieli się dowiedzieć, kto z dorosłych kierował uczniami. – To był główny wątek śledztwa – mówi Krzysztof Dąbrowski. Na siłę starano się też powiązać siedmioklasistów z ulotkami „Orła Białego”, które wcześniej pojawiały się w Łosicach. – Chcieli koniecznie żebym się przyznał – dodaje Dąbrowski.

Gdy ubecy oświadczyli Dąbrowskiemu, że ekspertyza ulotek „Orła Białego” poświadcza zgodność z jego charakterem pisma, uczeń to potwierdził. Przyznał się, że sam napisał ulotki „Orła Białego”, aby mieć pretekst do założenia swojej organizacji.

– Byłem dzieckiem i miałem już dosyć – tłumaczy Dąbrowski. Potem, na rozprawie sądowej to odwołał. Po 4 dniach Janka, Tadka i Staśka wypuścili, zaś Krzysztofa, do rozprawy sądowej, umieszczono w schronisku dla nieletnich w Warszawie na ul. Zamojskiego 47/49. Koledzy potwierdzili, że Dąbrowski był inicjatorem powstania organizacji „Honor i Ojczyzna” i zorganizował wieszanie ulotek, on sam też się przyznał.

Rano zawieziono Krzysztofa do schroniska dla nieletnich w Warszawie. Przebywał tam do rozprawy w Sądzie Powiatowym w Siedlcach. To był lipiec, na salę rozpraw dopuszczono tylko rodziców, sprawę prowadził sędzia Ryciak. – Porządny człowiek, nie był nadgorliwy – zaznacza Krzysztof Dąbrowski.

Wszystkich uczniów oskarżono o działalność antypaństwową: Tadeusz Szewczyk został uniewinniony, Janka Kołodziejczyka i Stasia Szmurło skazano na zakład wychowawczy w zawieszeniu, a Krzysztofa Dąbrowskiego na pobyt w zakładzie wychowawczym bez zawieszenia, do 18 roku życia. Gdyby miał 14 lat, trafiłby do poprawczaka.

Chwilę porozmawiał z rodzicami i wrócił do schroniska w Warszawie, oczekując na miejsce w zakładzie wychowawczym.

– Czy pamiętam ogłoszenie wyroku? ….Tak, pobeczałem się.

RESOCJALIZACJA

W schronisku dla nieletnich przebywał do połowy września 1952 r. Było tam ok. 70 chłopców, a wśród nich kilkunastu politycznych. Krzysztof Dąbrowski był najmłodszym politycznym. Pozostali siedzieli za kradzież, ucieczkę z domu, gwałt, morderstwo. W okratowanym budynku sale były 20 – osobowe, łóżka piętrowe. Na zajęciach lekcyjnych klasa I uczyła się z klasą VII.

– Szybko się przystosowałem – ocenia Dąbrowski, choć jak mówi, był wówczas trochę „maminsynkiem”.

 Maria Kwiatek jest emerytowaną nauczycielką,  mieszka w Łosicach i chodziła z Krzyśkiem do klasy w podstawówce: – On był szkolnym prymusem – wspomina. – Bardzo zdolny chłopak.

W trakcie pobytu w schronisku Krzysztof zachorował na gruźlicę. Gdy ojciec starał się o skierowanie syna do sanatorium, zwolniło się miejsce w zakładzie wychowawczym. W tym samym czasie – 16 września 1952 r. doszła  do skutku apelacja ojca i sąd zawiesił karę Krzysztofa na 2 lata. Trafił pod opiekę kuratora.

– Byłem na wolności – mówi z uśmiechem.

Na zawiadomieniu sądowym widnieje sygnatura akt sprawy – NK 143/52. W archiwum siedleckiego sądu nie ma tych akt, gdyż po 30 latach przechowywania, zgodnie z prawem, zostały zniszczone.

W tym czasie, gdy syn trafił do schroniska w Warszawie, kierownik szkoły Zygmunt Dąbrowski został zawieszony, a potem dyscyplinarnie przenoszony do wiejskich szkół: Rudy Wolińskiej i Białek pod Siedlcami. – Bardzo to przeżył, miał drugi zawał – mówi Krzysztof.

On sam zaczął się leczyć w poradni przeciwgruźliczej, potem wyjechał do sanatorium w Otwocku. Pamięta doskonale śmierć Stalina (5 III 1953 r.) i szlochającą pielęgniarkę. Tłumaczy, że starał się zdobyć „dobrą opinię” i pokazuje zaświadczenie z sanatorium im. Okrzei: „Pełnił poważną funkcję grupowego, pracował też w wydawaniu gazetek ideologicznych oraz w organizowaniu masówek, akademii (….) Zasłużył na wyrazy uznania”

Po powrocie z Otwocka w kwietniu 1954 r., rozpoczął naukę w liceum im. Bolesława Prusa w Siedlcach. Jego kuratorem był inspektor oświaty Chmielewski, kolega ojca. Od czasu do czasu spotykał się z ojcem, aby napisać sprawozdanie.

 NIE BUDIESZ OFICER

Bardzo ważny był dla Krzysztofa rok 1956. Nie musiał już pisać w ankietach, że był karany i nikt mu tego nie przypominał. W 1957 r. został studentem Politechniki Warszawskiej. Ponownie zachorował na gruźlicę i na pół roku pojechał do sanatorium. W 1958 r. kolejny raz rozpoczął studia. Po ukończeniu politechniki, przepracował w warszawskiej WSK-PZL ponad 40 lat.

Wyrok za ulotki, chociaż w zawieszeniu, odcisnął też piętno na Janku Kołodziejczyku i jego życiu. Gdy wrócił z Urzędu Bezpieczeństwa do domu, otrzymał solidne lanie od wystraszonej matki. Jej męża rozstrzelali Niemcy w 1944 r. i kobieta sama wychowywała gromadkę siedmiorga dzieci. Potem, Krzysztof zdał egzaminy do szkoły wojskowej – Centrum Wyszkolenia Służby Tyłów w Poznaniu. Niespodziewanie, przed przysięgą, wezwał go komendant szkoły.

– Ty choczesz byt oficer? Nie budiesz oficer, ty na Stalina ulotki pisał.

Dr Jacek Wołoszyn z lubelskiego IPN od lat bada szkolne i akademickie organizacje antykomunistyczne w latach stalinowskich. – Było to zjawisko o charakterze masowym – podkreśla dr Wołoszyn. – Zaś rok 1952 stanowił apogeum oporu uczniów i studentów: bezpieka wykryła wówczas 342 organizacje.

Głównie z rodzinnego domu nastolatkowie wynosili patriotyczne i antykomunistyczne postawy, uważa lubelski historyk. – W szkole musieli świętować Rewolucję Październikową, urodziny Lenina i Stalina – mówi dr Wołoszyn. – Tak rodził się bunt – dodaje. Zwraca też uwagę, że w przypadku najmłodszych 11 – 12 letnich konspiratorów, w ich działalności obecny był też element zabawy.

Krzysztof Dąbrowski nie czuje się kombatantem ani bohaterem. Gdy opowiada o wydarzeniach z 1952 r. głos mu drży, pomimo, że upłynęło już prawie sześćdziesiąt lat. Na koniec rozmowy uśmiecha się, wspominając 1990 r., gdy polski orzeł odzyskał koronę.

 – Nasz orzeł, którego rysowałem z kolegami, nie był taki piękny – mówi Dąbrowski.

Marek Jerzman

Reklama
Poprzedni artykułDroga powiatowa nr 2002W Zakrze – Dzięcioły otwarta
Następny artykułGłosuj na Olszankę – dorzuć cegiełkę do remontu